Gardzę kobietami, które przez emancypację czy kwoty zdobywają pozycje, których nie zdobyłyby o własnych siłach.*
W działach: Inne, Społeczeństwo, Feminizm | Odsłony: 68Wpis na blogu rincewind'a bpm skłonił mnie do odszukania i skończenia zaczętego ongiś wpisu, powstałego po lekturze tekstu o parytetach autorstwa Kingi Dunin i Magdaleny Środy. Kiedy zaczniemy czytać ów tekst i zastanawiać się co panie mają nam do przekazania dochodzimy do wniosku, że jest to zwykły propagandowy bełkot. Przyjmijmy formę jaką posłużyły się autorki i spróbujmy zadać im pewne pytania, chociaż wątpliwe by udzieliły nam one odpowiedzi.
Mówią (panie K. Dunin i M. Środa): (…)Tradycyjnie i zgodnie ze stereotypem na listach wyborczych umieszcza się mężczyzn, i to niezależnie od ich kwalifikacji. (…) Kwestia braku kwalifikacji jest problemem pozornym, również dlatego, że nie wiadomo, na czym w ogóle polegają kwalifikacje polityczne (…)
Czyli jak to jest w końcu z tymi kwalifikacjami? Twierdzą Panie, iż mężczyźni pojawiający się na listach wyborczych często nie posiadają kwalifikacji (do sprawowania władzy) to proszę nam odpowiedzieć na czym w ogóle kwalifikacje polityczne polegają?
Mówią: Ale to właśnie płeć (męska) decyduje o tym, co uważa się za ważne w polityce, a co za marginalne. (…) toteż nic dziwnego, że to męskie zainteresowania określają, na co mają iść pieniądze z budżetu. Pieniądze idą więc np. na Euro 2012, a nie na politykę socjalną.
Czy naprawdę próbują nam panie wmówić, że kwestie organizacji Euro 2012 wynikają z podwórkowych, chłopięcych fascynacji piłką nożną, a nie odnoszą się do promocji Polski na świecie? Czy chcecie nam powiedzieć, że kobiety zasiadające w rządzie realizują tą nieodpowiedzialną politykę mężczyzn zamiast dbać o dobro koleżanek? Czy premier Zyta Gilowska sama będąc kobietą marginalizowała potrzeby innych kobiet? A jeżeli tak to jaką mamy mieć gwarancję, że nie zrobią tego panie wprowadzone na salony władzy przez miejsca gwarantowane parytetem?
Mówią: Sprawy większości kobiet (zdrowie reprodukcyjne, opieka okołoporodowa, przemoc, polityka prorodzinna, kwestie alimentów) są marginalizowane, bo nie interesują posłów. (…)
Czy nasz zmaskulinizowany rząd i parlament przejawia jakieś większe zainteresowanie problem prostaty, przemocy z jaką spotykają się mężczyźni ze strony kobiet, czy krzywdzącym ojców stereotypem matki, która zawsze lepiej wychowa dziecko? Na jakiej podstawie zawłaszczają sobie panie, jako pozostające tylko w kobiecym zainteresowaniu kwestii polityki prorodzinnej? Czy powinniśmy rozumieć, że w waszym wyobrażeniu mężczyzna to ten który ogranicza swoją aktywność do oglądania meczów pozostawiając kwestie rozwoju rodziny kobiecie? Czy wypada osobom z takim wykształceniem jakie mają panie opierać swoje wizje świata na stereotypach rodem z serialu Świat według Kiepskich ?
Mówią: To dotychczasowy system dyskryminuje kobiety, naruszając zasadę równości. Kwoty, przeciwnie, są skutecznym narzędziem urzeczywistniania równości. Przecież w naszym społeczeństwie ponad 50 proc. to kobiety, które nie mają dostatecznej reprezentacji.
Drogie panie same, kilka linijek wcześniej napisałyście: Tymczasem to kobiety w Polsce są lepiej wykształcone, bardziej odpowiedzialne, skupione na konkretnych problemach a nie na własnych ambicjach. Pytam się więc dlaczego 50 % społeczeństwa, które jest lepiej wykształcone, bardziej odpowiedzialne i nie skupiające się na własnych ambicjach (znakomity przykład posłanek Samoobrony) nie wprowadza do parlamentu kobiet. Przecież nic nie stoi temu na przeszkodzie. Dlaczego ta bardziej odpowiedzialna część społeczeństwa nie głosuje na kobiety z list wyborczych? Dlaczego nie ma w parlamencie przedstawicielek Partii Kobiet?
Mówią:Mechanizm parytetów lub kwot dla kobiet jest jednym ze sposobów tworzenia politycznej reprezentacji społeczeństwa. Równie uprawnionym jak progi wyborcze, prawne ograniczanie wieku wyborców, decydowanie o wielkości okręgów wyborczych, rezerwowanie miejsc dla mniejszości narodowych, etc.
Dlaczego w takim razie nie wprowadzić innych parytetów. Parytet dla katolików, wszak większość społeczeństwa w Polsce jest katolikami, powinni mieć gwarancję zasiadania w parlamencie na wypadek gdyby przestano ich wybierać. Parytet dla mniejszości seksualnych. Teraz w parlamencie niemal sami zdeklarowani hetero, a gdzie miejsce dla 2-5 % reprezentacji homo-les? Może jeszcze parytet dla emerytów i rencistów nie są przecież odpowiednio reprezentowani w parlamencie, a zapadają tam decyzje dotyczące ich zarobkach, statusie, dostępie do władzy, przemocy.
Drogie panie oczywistym jest, że można uchwalić wszelkie nawet najbardziej absurdalne zasady, ale bądźmy rozsądni i promujmy tylko te które mają sens. Parytety takie nie są. Powodują, że ktoś dostaje coś tylko za to jaki ma kolor skóry, język jakim się posługuje, czy mówiąc wulgarnie co ma między nogami, a nie za to co sobą reprezentuje jako człowiek. Jeśli któraś płeć na to zasłuży i będzie miała poparcie społeczeństwa to niech zajmie nawet 100 % miejsc w sejmie. Jest mi równie obojętne czy byliby to mężczyźni czy kobiety. W pierwszych demokratycznych wyborach też był parytet, który na szczęście zniknął.
W dalszej części tekstu autorki zaczynają odpowiadać na coraz bardziej absurdalne zarzuty stwarzając wrażenie, że polemika z nimi ma na celu jedynie wzbogacenie tekstu o kolejne znaki. Brną same w coraz większe idiotyzmy.
Mówią:Chodzi i o równość, i o sprawiedliwość, i o władzę! Kobiety zawsze były przedmiotami politycznych decyzji, teraz powinny być jej podmiotami, powinny współkształtować wolę polityczną!
Autorki zdają się nie pamiętać o tym, że kobiety potrafią i potrafiły dzierżyć władzę bez ustanawiania kwot – Elżbieta I, Królowa Wiktoria, Katarzyna Wielka, Margaret Thatcher to tylko niektóre z nich.
Co jednak ciekawsze feministki głoszące równość płci piszą teraz: Demokracja ma charakter reprezentatywny, dlaczego kobiety, tak różne od mężczyzn, dają się przez tych ostatnich reprezentować?
Czyżby panie zauważyły wreszcie, że płcie się między sobą różnią? Czy to może tylko chwilowa zmiana frontu na potrzeby populistycznej gadki?
Na wstępie przeczytać możemy (...) niemal w całej Europie i w wielu krajach spoza Europy parytety lub kwoty od dawna funkcjonują (...), tymczasem w wyliczance na końcu pojawia się raptem siedem krajów.
Czy jeśli projekt kwot przejdzie to z równą żarliwością będą panie dbać o to by na listach takich partii jak np. partia kobiet znalazła się odpowiednia liczba mężczyzn?
Na koniec jeszcze krótkie odniesienie do tekstu rinca, z którym w zasadzie się zgadzam, ale w kilku miejscach mam inne zdanie.
Ad 1. Dyskryminacja kobiet w Polsce to w dużej mierze zjawisko medialne. Temat podtrzymywany by organizacje feministyczne miały swoją lokomotywę za którą mogą podczepiać własne wagoniki. Oczywiście w pewnym stopniu dyskryminacja istnieje, jednak zjawisko ma zdecydowanie mniejszą skalę niż próbuje się je przedstawić, albo to Małopolska i moje otoczenie jest jakimś rajem gdzie dyskryminacja się nie ujawnia, przez co mam inne doświadczenia. Pracuję w państwowej instytucji, gdzie większość pracowników to kobiety. Kierownikami większości wydziałów są kobiety. Szefem wszystkich szefów jest kobieta, a przed nią zasiadała w fotelu inna kobieta. Jakiś czas temu zwolniło się lepiej płatne miejsce i nikt nigdzie nie zauważył szklanego sufitu. Awans dostała koleżanka, której się należał, a nie żaden z facetów którzy również się o niego ubiegali. Wszystkie głoszące dyskryminację statystyki biorą w łeb. A jak jest w prywatnych firmach? Może dyskryminacja jest większa może mniejsza, ale... Po pierwsze prywatna firma to prywatne pieniądze i państwu nic do tego komu właściciel chce je przekazać i ile zapłacić za pracę. Jak będzie awansował samych facetów i firma będzie przynosić zyski to na jakiej podstawie ktoś mu ma kazać zatrudniać kogoś innego. Jeśli zaś taka polityka awansów będzie prowadzić do pogorszenia kondycji firmy to tylko świadczy o nim że jest słabym szefem i wkrótce skończy się jego panowania. Państwu nic do tego. Po drugie zaś to przecież kobiety zakładają więcej firm i kierują nimi, to kobiety uważa się za bardziej przedsiębiorcze. Jeśli więc podtrzymywać tezę o szklanym suficie i dyskryminacji zawodowej, na takim poziomie jak głoszony, wyjdzie nam na to, że to same panie się dyskryminują.
Dalej rince piszesz o wychowywaniu chłopców na żołnierzy i łaskawych żywicieli domu. Przedstawiając te profesje jako pozytywne, rozwojowe, pozwalające na zrealizowanie się, czy nie dostrzegasz, że to jest raczej nałożenie obowiązku i oczekiwań – żywiciel rodziny – a nie zawody pozwalające na dobrą zabawę? Żołnierz, o którym piszesz wygląda jak z prospektu komisji rekrutacyjnej, a chyba zdajesz sobie sprawę z różnicy między nim a tym co jest naprawdę (jeśli nie polecam Futuramę ;) ). Wychowanie dziewczynek to z kolei według ciebie seria obowiązków i jak napisałeś celów niższych – jeśli wychowanie dziecka, które wśród nich wymieniasz – zaliczasz do celów niższych ...
Kończysz zaś akapit tezą, iż kobiety w polityce pełnią marginalne role ... Hmmm ... Waltz, Suchocka, Gilowska, posłanki z różnych partii o zagranicznych paniach nie wspominając. Zaglądnij też kto tworzy radę programowa Kongresu Kobiet Polskich.
Tak naprawdę kobiety znakomicie sobie dają radę. Popatrzmy na środowisko sędziów. Zawód typowo męski jeszcze na początku XX w., a dzisiaj? Nie mam statystyk, ale z obserwacji mogę powiedzieć, że jeśli nie większość to co najmniej 50 % obsadzone jest przez kobiety.
Ad. 2. Kobieta łagodząca obyczaje – Tak były takie i w formie zanikającej jeszcze są. Powinny zostać wpisane na listę gatunków zagrożonych wymarciem. Kobieta łagodziła obyczaje kiedy była traktowana jak dama, kiedy w jej obecności nie można się było zachowywać w określony sposób. Dzisiaj normy te nie tylko nie są przestrzegane, ale są łamane przez same kobiety. Łagodzicielka obyczajów odchodzi w przeszłość.
Ad. 3. Jedno prawo dla wszystkich – utopia. Możemy pisać o takim samym traktowaniu, ale pewnych różnic biologicznych nie przeskoczymy, a różnice te niejednokrotnie wymuszają na nas rożne traktowanie. Wiek emerytalny, różnice w dojrzewaniu, kwestie urlopu poporodowego, badań medycznych i refundacji specyficznych dla określonej płci, etc. Prawo nie traktowało, nie traktuje i nie będzie traktować (nad czym zresztą wcale nie ma co ubolewać) obywateli tak samo. Wystarczy choćby spojrzeć na kwestie immunitetów, bądź obowiązków zawodowych.
Ad. 4. Parytety na listach – ciekawe jak kwestie parytetów na listach wyborczych godziłyby się z założeniem partii gejów. Kogo by oni wciągali na swoje listy, drag queen?
P.S. A propos kobiet które nie potrafią myśleć tak sprawnie jak mężczyźni ... nie, nie będzie szowinistycznego dowcipu :) tylko przypomnienie, że Skłodowska też była kobietą (i dostała jako jedyna 2 razy Nobla, kiedy ta nagroda miała jeszcze swój prestiż).